Z wielu rzeczy mogłabym w życiu zrezygnować.
Z książek - nie.
Osiem gwiazdek za opowieści. Możliwość wglądu w biblioteki i biblioteczki, słuchanie ciekawych uwag i opowieści o książkach, czytaniu, księgozbiorach. Tyle tu fajnych "smaczków".
I jedna marna gwiazdka za sposób prowadzenia rozmów. To za dużo powiedziane. Za "odhaczanie" pytań.
Mimo, że rozmówcy mają sporo interesujących rzeczy do powiedzenia nie jest to w stanie uratować książki jako całości. Aż dziw, że tak zacne wydawnictwo jak Znak zechciało to wydać.
A trochę żal bo wyobrażam sobie jak przyjemna by mogła być ta książka gdyby zabrała się za nią jakaś inteligentniejsza osoba potrafiąca fajnie poprowadzić opowieść, wciągnąć przepytywanych w jakąś prawdziwą rozmowę. Szkoda.
Gdyby ktoś mi opowiedział o poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego zanim ją poznałam uważałabym, że to ostatnia rzecz która może mi się spodobać.
Co jest takiego w tych dziwnych, pełnych powtórzeń, niezrozumiałych odniesień do nieznanego życia wierszach, że nie mogę się od nich oderwać? Że wciągają swoim mrokiem, rozdygotaniem, obcością. Że nie mogę pozostać obojętna na to w jakiś sposób rozpaczliwe wołanie do świata.
Dla mnie niedościgłym mistrzem tłumaczenia Emily Dickinson pozostaje nieodżałowany Stanisław Barańczak. Niestety te tłumaczenia nie są tak dobre. Wszystko zbyt gęsto (w sensie dosłownym) zagospodarowane słowami, często zbyt długimi. U tej poetki ma to moim zdaniem duże znaczenie. Brak przestrzeni.
U Barańczaka jakoś to wszystko iskrzy a tu brzmi przyciężkawo, jakby było widać ciężką pracę tłumacza. Chwilami na granicy rozumienia tekstu. Paradoksalnie przy braku minimalizmu słów, języka, staje się to jakoś niezrozumiałe.
Gwiazdki zatem odnoszą się do tej wersji a nie do samej Dickinson, bo dla niej zawsze i nieodmiennie 10. Z plusem.
No i bardzo brak oryginału. Tak jak w dawno wydanych przez Znak tomikach „100 wierszy” i „Drugie 100 wierszy”.
Pierwsza myśl - och gdyby częściej spotykać takie książki! Takie myśli. Takie książki arcydzieła wizualne. Zachwyt.
A potem - nie, ta jedna wystarczy. Na długo, na lata.
Nie powinno być ich za dużo. Najwyżej kilka. Tyle, co na podręcznej półce przy ulubionym oknie, ulubionym fotelu, pod ulubioną lampą. Tyle co w plecaku podczas wędrówki ulubionymi drogami, krajobrazami...