Rajmund Kalicki - "Dziennik z zaświatów"
Bardzo lubię książki typu szkice literackie, zapiski, wspomnienia. Jakiś czas temu trafiłam przypadkiem na książkę Rajmunda Kalickiego i po pobieżnym przejrzeniu wydawało mi się, że to coś właśnie dla mnie. Trudno było zdobyć, nawet w dobrych bibliotekach nie ma żadnej z czterech, jak mi się wydaje, jego książek. Kupiłam sobie zatem jedną z nich, a teraz po przeczytaniu jednej trzeciej szybciutko oddaję między ludzi, do biblioteki. Niech się inni męczą.
Tak. Ciekawy człowiek. Wiele widział, dużo przeżył, znał wielu. Ma o czym pisać i właściwie potrafi pisać. Można tu znaleźć trochę interesujących myśli.
A jednak po przeczytaniu kilku stron, za każdym razem rzucałam książką w kąt. Prób było sporo.
Dominuje skrajna mizantropia i malkontenctwo. Taki jest chyba po prostu charakter autora - i jest to niestety nie do zniesienia w takiej dawce. Wszystko jest poddane miażdżącej krytyce. Owszem, bardzo kulturalnej. Mądre myśli, nawiązania do filozofów i innych największych na pęczki. I, asekuracyjnie, powtarzany nieskończoną ilość razy zwrot "może się mylę?". "Trójca" (nie wiem czemu wymieniana często razem) Miłosz-Gombrowicz-Herbert to w ogóle kompletne dno - twórczość nic nie warta a jako ludzie to... szkoda gadać. Najlepiej wypada Herbert (bo napisał do autora dwa krótkie liściki oraz Ci pisarze, od których otrzymał Kalicki dedykacje. Na przykład Iwaszkiewicz, jego wieloletni szef w Twórczości. To nie żart co napisałam.
Ogólnie nieco lepiej wypadają artyści-malarze, szczególnie Nowosielski, z którym się autor trochę znał.
Może ciut wyolbrzymiam ale naprawdę niewiele Jak wspomniałam na początku jest tu chyba trochę refleksji ciekawych, niestety mniej wspomnień - a przecież Kalicki naprawdę ma co wspominać. Tylko to jest podane w tak nieznośnym sosie, że jak dla mnie nie do strawienia, nie da się tego ciekawego wyłapać.
Niestety szczerze odradzam.